Czy można chorować w nieskończoność bez ryzyka utraty pracy i wynagrodzenia? Do niedawna (a zawodowo prawem pracy zajmuję się od wielu lat) wydawało mi się, że nie. No bo jest przecież w Kodeksie pracy przepis, który zezwala pracodawcy zwolnić bez wypowiedzenia pracownika chorującego nieprzerwanie przez 182 dni, a przy dobrych rokowaniach na powrót do zdrowia i dobrej woli lekarzy – orzeczników ZUS-u, przez dalsze trzy miesiące. Co jednak, gdy pracownik, świadom swoich praw i nie do końca chyba aż tak chory, jak wynikałoby to z długości jego zwolnień lekarskich, swoją absencję chorobową przerywa? Wówczas sytuacja się komplikuje. Bo wprawdzie w orzecznictwie SN został wyrażony pogląd, że takie długotrwałe i częste absencje chorobowe mogą uzasadniać zwolnienie z pracy za wypowiedzeniem, ale z mojej praktyki zawodowej wynika, że sądy niższych instancji generalnie mają tendencję do ustawiania się w sporach po stronie pracownika, a gdy mają do czynienia z pracownikiem schorowanym, tendencja ta się pogłębia…

Ta „nieprzerwaność” 182-dniowego okresu nie jest wprawdzie absolutna. W przepisach z zakresu ubezpieczeń społecznych dopuszcza się bowiem sumowanie przerwanych okresów absencji chorobowej, ale tylko wówczas, gdy przerwy pomiędzy nimi nie przekraczają 60 dni, a niezdolność do pracy przed i po przerwie została spowodowana tą samą chorobą. Często zaś zdarza się tak, że pracownicy przynoszą zwolnienia od lekarzy różnych specjalności. Wówczas jakakolwiek przerwa w niezdolności do pracy pozbawia pracodawcę możliwości rozstania się z takim mało przydatnym (z uwagi na swoją prawie ciągłą nieobecność w pracy) pracownikiem. Jedynym wyjściem z takiej sytuacji wydaje się wręczenie takiemu pracownikowi wypowiedzenia, gdy w przerwie chorowania pojawi się na dzień lub dwa w pracy. Ryzyko skutecznego kwestionowania przez niego przyczyny wypowiedzenia przed sądem pracy i zapłaty odszkodowania wydaje się bowiem mniej kosztowne niż kontynuowanie jego zatrudniania w nadziei, że może kiedyś wyzdrowieje.

Ostatecznie jednak o tym, że chorować bez ryzyka utraty pracy i wynagrodzenia, można w nieskończoność, przekonał mnie przypadek osoby, która od trzech jakichś lat od końca urlopu macierzyńskiego nie pojawiła się w pracy, na zmianę przebywając w tym czasie to na zwolnieniu z powodu własnej choroby, to na zwolnieniu z powodu choroby dziecka, to na urlopie na żądanie. Zwolnić jej w zgodzie z obowiązującymi przepisami prawa się nie da. ZUS wzywany na pomoc, by rozwiązać ten przypadek, też nie okazał się w najmniejszym stopniu pomocny. A przecież to na nim w decydującym stopniu spoczywa ciężar ponoszenia kosztów tej nieprawdopodobnie długiej absencji chorobowej…

Trudno o jednoznaczny morał tej historii. Nasuwa się natomiast szereg pytań. Czy chodzi tu o niedoskonałość prawa, które pozwala na takie wykorzystywanie pracodawców i naszych – podatników – pieniędzy dystrybuowanych przez ZUS? Czy może ZUS działa zbyt mało efektywnie? A może to po prostu kwestia braku uczciwości, zarówno tych, którzy takich nadużyć się dopuszczają, jak i lekarzy, którzy okazują się być w tym procederze niezwykle pomocni. Uczciwości zaś przepisami prawa wyegzekwować się nie da. Stąd też, podzielam, co do zasady, krytykę rozwiązań dyskutowanych ostatnio na forum Unii Europejskiej, by sankcją za przebywanie na długotrwałych zwolnieniach lekarskich było skracanie urlopu wypoczynkowego, gdyż godziłoby to w interesy uczciwie chorujących. Z drugiej jednak strony, gdy w innych sposób społeczeństwa uczciwości nauczyć się nie da, może warto podejmować w tym słusznym skądinąd celu wszelkie, nawet dyskusyjne, działania.

Komentarze

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *